Karaiby (3)





Dzień 4: 23 stycznia 2018

Budzimy się w pięknej zatoce obok dość dobrze wyglądającego resortu. Dario udaje się załatwić formalności meldunkowe, a nasza grupa wybiera się na spacer, żeby zobaczyć drugą stronę wysypy. 


Droga pnie się ostro pod górę, wszyscy się zastanawiają jak można po tych drogach jeździć samochodami. Jak staniesz – to raczej już nie ruszysz. A raczej stoczysz się z powrotem. Na szczęście wyspa jest mała i wielkiego ruchu nie ma. Po spacerze i kąpielach ruszamy w dalszą drogę i wczesnym popołudniem docieramy do kolejnej wyspy: Mayrau.


Parkujemy łódkę w zatoce jak z fototapety. Reszta dnia schodzi na pływaniu w turkusowej wodzie, spacerach na brzeg i robieniu zdjęć. 


Wieczorem jemy wspólną kolację w lokalnej… hmm… restauracją to raczej trudno nazwać budę pozbijaną z desek i patyków. Za to tubylcy pieką dla nas na grillu świeżutkie langusty i ryby. Pycha! 


Wieczór kończy się niezbyt intensywnymi tańcami na plaży.



Dzień 5: 24 stycznia 2018

O poranku robimy zdjęcia grupowo-jachtowe.


A potem ruszamy dalej na południe. Po niezbyt długiej żegludze docieramy do rafy koralowej koło wysepki Morpion. Uskuteczniamy pływanie z rurką i płetwami przez godzinkę. 


W międzyczasie mijają nas groźne chmury, ale pogoda się trzyma. Dopiero gdy wracamy na łajbę zrywa się obfita, tropikalna ulewa. Spoko, nikt nie jest z cukru. 


Ruszamy dalej i popołudniu docieramy do portu na wyspę Union. Idę się na chwilę zdrzemnąć. No i budzą mnie. Bo właśnie jest kolacja. Pogoda zrobiła się sztormowa: przez cały wieczór wieje wiatr i pada przelotny deszcz. Ale mimo to idziemy na wieczorny spacer po miasteczku, składającym się z jednej ulicy. Deszcz przegonił i turystów i lokalsów: tylko w jednym barze gra muzyka i jest trochę ludzi. Więc kotwiczymy na chwilę, pijemy po tradycyjnym rum punch i z wolna wracamy na łódkę. Wieczór kończy się powoli po północy.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)