Zapiski z Tajlandii (2)

Niedziela, 2 marca 2019:

Do Seulu: kawał drogi. Lot trwa dobre 12 godzin. Pierwszy raz lecę tak daleko na zachód. I to po to, żeby się dostać na Daleki Wschód. Zaskoczeń niewiele: staram się w miarę możliwości spać, a jak nie mogę zasnąć – to oglądam jakiś film lub spoglądam przez okno. Zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że lecimy praktycznie cały czas nad lądem: najpierw wzdłuż brzegów Kanady, potem – Alaski, by przedostać się nad Syberię. Widoki syberyjskie: piękne i straszne. 


Po horyzont ciągną się pasma ośnieżonych gór, zero cywilizacji. Gdzieś tam na mapie pojawiają się jakieś znane mi z pamięci nazwy rosyjskich miast, których wcześniej nie potrafiłbym zlokalizować. W końcu wlatujemy nad Chiny, krajobraz robi się bardziej ucywilizowany, choć niczym szczególnym nie zachwyca. Omijamy szerokim łukiem Koreę Północną i w końcu lądujemy na lotnisku Seul-I…coś tam.


W samolocie siedzimy w miarę blisko, ale po dwóch różnych stronach samolotu. Na mojej, lewej stronie smętny nastrój: stewardesy są mało miłe, by nie powiedzieć gburowate. A na prawej stronie: impreza na całego. Jak stewardesy dowiedziały się od Gabi, że leci ekipa z Polski, to traktują ich jakoś wyjątkowo miło. W połowie lotu Gabi przychodzi na naszą stronę i mówi, że właśnie „trzeźwieje po raz trzeci”, bo panie stewardessy co chwilę im coś przynoszą. Sylwia nawet dostaje „na wyjście” reklamóweczkę z kilkoma buteleczkami na drogę!



Po drodze przekroczyliśmy linię zmiany daty i „uciekł nam” jeden dzień: Z Seattle wylecieliśmy w sobotę lekko przed południem, w Seulu jesteśmy po południu. Tyle, że w niedzielę. Przechodzimy przez ogromne i czyściutkie lotnisko i stajemy przed bramką prowadzącą do samolotu do Phuket. „Już niedaleko, jeszcze tylko parę godzin” – się wszyscy pocieszają. Gdy wsiadamy do samolotu, okazuje się, że w tym wypadku „parę” równa się sześć! Masakra! Na szczęście samolot koreańskich linii jest o wiele wygodniejszy niż amerykański „przewóz szprotek” i na dodatek nie jest całkiem pełny: załapuję się na trzy wolne siedzenia i śpię przez większość drogi.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)