Zapiski z Tajlandii (5)

Środa, 6 marca 2019:


Pogubiłem się, jeśli chodzi o liczenie dni, ale chyba to nic złego? Wstajemy rano, jemy śniadanie i ruszamy w morze. Celem jest wyspa o wdzięcznej nazwie Phi Phi. Ponoć słynna i mocno oblegana przez turystów. Mi to nic nie mówi, ale nic nie szkodzi: nie muszę wiedzieć wszystkiego. Szczerze pisząc, to takie rejsy mnie zdecydowanie rozpuszczają: nie muszę się przygotowywać do takiej wyprawy, nie muszę mieć planu awaryjnego, nawet nie muszę za bardzo wiedzieć, gdzie się udaję. 


Na początek przepływamy na południowy wschód i zatrzymujemy się na kąpiel w zatoce na wyspie Yao Yai. 


Woda jest ciepła i czysta, szczególnie, że temperatura powietrza i wilgotność są mało przyjemne. Reszta dnia upływa na płynięciu przez Morze Andamańskie: udaje się nawet postawić żagle, ale generalnie morze jest gładkie jak stół. 


O zachodzie słońca meldujemy się zatoce na południowej stronie wyspy Phi Phi. 


Wieczór spędzamy na lądzie, gdzie kręci się całkiem sporo ludzi i jest „turystycznie”.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)