Zapiski z Tajlandii (6)

Czwartek, 7 marca 2019:


Na jachcie – jak to na jachcie: mamy wyznaczone wachty. Ale w  kuchni rządzi Mariusz, który przy każdej okazji „odwala pracę społeczną”. Po prostu chłop lubi zjeść i lubi gotować. Mi to tam specjalnie nie przeszkadza. Jedzenie jest zdecydowanie powyżej średniej.

Dzisiejszy dzień przewiduje opłynięcie dookoła wyspy Phi Phi: ruszamy z rana i otaczamy wyspę zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Po drodze zatrzymujemy się na kolejnych plażach i pływamy z rurką i płetwami. Okazuje się, że Sylwia nie umie pływać! Ma uraz z młodości, bo się topiła, biedaczka. Na drugim jachcie płynie Kasia – siostra Sylwii i ma podobny problem. Cóż… życie nie jest łatwe: w sumie to ja też do 16 roku życia nie umiałem pływać, bo nie było się od kogo nauczyć. Zatoka przy wyspie Mai Phai wydaje się być idealna, by coś z tym faktem zrobić i nauczyć dziewczyny pływać. Początkowo próbuję się zająć Sylwią: delikatnie, bez pośpiechu… 


„Rozumiem, co czujesz, nie bój się…”, itp. Ale tu wkracza do akcji Gabi, która jest po AWF-ie i się w takie delikatne pieszczoty nie bawi. Stwierdzam, że lepiej zejść im z drogi: albo się dziewczyna utopi, albo się nauczy. Ja się zajmuję Kasią, siostrą Sylwii, która, póki co pływa w kamizelce. Pływamy po całkiem ładnej rafie, blisko brzegu piaszczystej plaży.


Koło zachodu słońca wracamy do zatoki Ton Sai, na południowej stronie wyspy. Ruszamy znowu na ląd: po pierwsze na zakupy, bo ponoć przed nami kilka dni bez cywilizacji. Ubaw jest niezły, bo już same sklepy są ciekawe. A do tego jeszcze każdy ma własną wizję, co kupić… Ale i tak jest nieźle: nikt nikogo nie zabił, a zakupy zrobione. Trzeba to wszystko jeszcze zawieźć pontonem na łódkę. A wcześniej dowieźć do miejsca, gdzie mamy zaparkowany ponton. Na szczęście udaje nam się zwinąć jakiś wózek spod sklepu i w miarę wszystko do niego załadować. Ja razem z Szymonem robimy za transportowców, czyli płyniemy pontonem na łódkę, a reszta ekipy rusza na miasto w celu zażywania tajskich masaży.  


Koło 23:00 jesteśmy z powrotem na łódce. Ja tam po całym dniu pływania po rafach mam raczej dość. Ale ponoć niektórzy jeszcze do 4 rano smętnie się snują po pokładzie. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że noc jest parna i duszna, więc zasnąć niełatwo.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)