Wyprawa do wnętrza ziemi czyli pontonem przez Wielki Kanion (3)
Dzień 2: 20 maja 2021 (czwartek)
Jest jeszcze ciemno, gdy nad obozem rozlega się wrzask: „coooofffffeeee”. Znaczy się nasi przewodnicy wstali i ugotowali kawę. Cóż… pojawia się tak zwany dylemat moralny: wyleźć ze śpiwora prosto w zimny świat i pić ciepłą kawę? Czy może lepiej nie wyłazić?
Po ósmej rano ruszamy dalej. Kanion leży jeszcze w cieniu więc jest chłodno. Wystarczy, że trafi się katarakta i Kolorado chluśnie wodą, a „chłodno” zaraz zamienia się w „cholernie zimno”. O dziesiątej – pierwszy przystanek: w dużej skalnej jaskini zwanej Redwall Cavern.
Dzień 3: 21 maja 2021 (piątek)
Noc jest pochmurna i mam poważne obawy, że nas zleje. Na szczęście chmury jakoś przechodzą bokiem i spadają tylko nieliczne krople deszczu. Rano rutynowa sytuacja: „cooofffeee”, zwijanie obozu, śniadanie, pakowanie pontonów i około ósmej ruszamy w dalszą drogę. Tuż przed jedenastą docieramy do miejsca, gdzie Mała Rzeka Kolorado (Little Colorado River) wpada do Wielkiej Rzeki Kolorado.
Mała Rzeka Kolorado ma swój początek w arizońskich Górach Białych, płynie sobie przez spory kawałek stanu i kończy swój bieg właśnie tutaj: 62 mile od Lee’s Ferry. Przez większą część roku i przez większość swego biegu rzeki nie wdać: płynie sobie pod ziemią. Ujawnia się tylko na wiosnę, gdy w Górach Białych topnieje śnieg i w czasie ulewnych deszczów monsunowych. Ale na koniec robi niespodziankę: wyskakuje spod ziemi kilka kilometrów przed ujściem i na dodatek nabiera bajecznego, seledynowego koloru. Szczerze pisząc, to w ogóle o tym nie wiedziałem, wiec zaskoczenie jest zupełne.
Parkujemy pontony przy ujściu i ruszamy w górę Małego Kolorado, do miejsca, gdzie znajduje się idealne miejsce by się dać ponieść prądowi rzeki. Małe Kolorado ma – na szczęście – nieco wyższą temperaturę niż Wielkie Kolorado, więc pływa się super.
Płyniemy dalej i niestety pogoda robi się wyjątkowo paskudna. Co prawda świeci słońce, ale zrywa się potąrzny wiatr, który wieje nam prosto w twarze i przenosi całe masy kropel wody. Około 16 zakotwiczamy na noc w pobliżu Cardenas Creek. Przebyliśmy 71 mil, przed nami jeszcze ponad 100 mil. Słowem, jesteśmy nieco „do tyłu” i będziemy musieć nadrobić stracony dystans. Wieczorem wiatr nieco cichnie: idziemy więc na kolejny spacer na pobliskie wzgórze i podziwiamy widoki. Z wysokiego klifu widać kolejne katarakty, które czekają na nas jutro rano.
Komentarze