Wyprawa do wnętrza ziemi czyli pontonem przez Wielki Kanion (5)


Dzień 6: 24 maja 2021 (poniedziałek)

Ruszamy na ostatni dzień spływu. Wracamy na nasz stary ponton, bo załoga z drugiego pontonu stwierdziła, że jeden dzień z Misiem Taterem nam wystarczy. Spoko, nie będziemy robić scen. Przed nami jeszcze sporo mil do zrobienia i kilka katarakt, w tym – na koniec – 10-tka, zwana Lava Falls. Na szczęście pogoda jest super, więc płynie się miło. Ten odcinek rzeki jest zdecydowanie bardziej rwący, więc nawet nieduże katarakty oblewają nas wodą od stóp do głów.

Około południa przepływamy przez miejsce, w którym do rzeki Kolorado wpada rzeka Havasupai. To kolejne przepiękne miejsce, kilka mil powyżej ujścia znajdują się jedne z najładniejszych wodospadów. Tyle tylko, że znajdują się one na terenie rezerwatu indiańskiego, a Indianie pozamykali cały teren z powodu Covid-a. Tak, że tym razem nic z tego nie będzie.

Około 16-tej dopływamy do Lava Falls. To mila 179, a Lava Falls uchodzi za jedną z najtrudniejszych przeszkód na rzece. Emocji nie brakuje, zwłaszcza, że w pewnym momencie gaśnie nam silnik i w efekcie wypływamy z katarakty tyłem. Ale wszystko dobrze się kończy. O 17:24 docieramy do celu.

Wieczór upływa na delikatnym świętowaniu: kuchnia zapodaje wspaniałego, wędzonego łososia, znajdujemy jakieś tam resztki alkoholu… Ale sen przychodzi szybko, bo jutro – jak zwykle – trzeba szybko wstać.

Dzień 7: 25 maja 2021 (wtorek)

Rano, jak zwykle rozlega się okrzyk „cooooffeeee”. Budzimy się, pakujemy graty: tym razem zamiast do nieprzemakalnych toreb – pakujemy się do swoich własnych. Pomagamy ekipie zwinąć kuchnie i zapakować cały sprzęt na pontony. No i zaczynamy ceremonie pożegnalne, bo oni muszą przepłynąć jeszcze 30 mil w dół rzeki, do miejsca, gdzie można wyciągnąć na brzeg pontony i zawieźć je z powrotem do Page.

A po nas przylatuje helikopter: oczywiście cała grupa się nie zmieści na raz, więc jesteśmy ewakuowani po kilka osób. Po 8-mio minutowym locie lądujemy w Bar 10 Ranch: dość wypasionym ośrodku turystycznym w stylu dziko-zachodniego rancha. Tu czeka na nas gorący prysznic i śniadanie. A następnie przesiadka na samolot lokalnych linii lotniczych Grand Canyon Scanic Airlines.

Część ludzi wraca do Page, część leci do Las Vegas. Nasza piątka oczywiście wraca do Page. Lot zajmuje mniej więcej godzinę i pozwala jeszcze raz rzucić okiem – z nieco innej perspektywy na przebytą drogę. W Page – przesiadka do samochodów no i 4 godziny drogi do domu.

I to by było na tyle, więcej grzechów nie pamiętam. A! Przytyłem 6 funtów. Spoko: kilka dni postu i wrócę do normy ;-)




Komentarze

Unknown pisze…
Szacun..dla CALEJ Dzielnej Ekipy. Mysle, ze dlugo pozostanie w Waszej pamieci. Fajnie miec takich Szalonych Przyjaciol.
Do nastepne Waszej wyjatkowej wyprawy.
Mnie pozostaje......tylko kibicowac....a szkoda.
Irena Szczesna Plataccz

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)