Czas sobie płynie, z grubsza rzecz biorąc bezwypadkowo. Roboty dużo, ledwie nadążam. W domu – malowanie. Na polu – śnieg i mróz. Weekend przeleciał szybko: w sobotę była mała imprezka u Gochy i Witka Krupińskich, w niedzielę – spotkanie z moja grupą, która za parę dni leci ze mną do Meksyku. To już w najbliższą niedzielę. Muszę jeszcze skończyć kilka rzeczy w robocie, zrobić zdjęcia do końcowego projektu do szkoły i spadam do Meksyku na 8 dni. Jak wrócę, to zostanie jeszcze tylko tydzień i Święta! Ale ten czas leci!
Gannett Peak (2)
19 sierpnia 2023 Po zmroku zaczyna naprawdę mocno wiać. Wiatr szarpie namiotem na wszystkie strony, więc trudno jest zasnąć. Zastanawiam się czy namiot nie pofrunie z wiatrem: ma już swoje lata, właściwie to dawno go wypadało wymienić na nowy. Zastanawiam się też poważnie, czy nie powinniśmy zawrócić. Po pierwszym dniu da się jeszcze jakoś wrócić bez większych strat. Potem będzie tylko gorzej. Na szczęście po kilku godzinach wiatr cichnie, namiot dalej stoi, a ja zasypiam na dobre. Ranek budzi nas takim widokiem, że wszystkie myśli o powrocie brzmią jak rojenia idioty. Gotujemy kawę, przyrządzamy "suchą karmę" i pakujemy graty. O 7:30 jesteśmy gotowi do drogi. Przed nami kolejne "10 mil, no, może trochę więcej"... Tym razem mamy 1.5 mili lekko pod górę, a potem 2 mile ostro na dół. A potem kolejne mile, praktycznie po płaskim terenie, wzdłuż rzeki, którą płynie zimna jak diabli woda, prosto z okolicznych lodowców. Na dodatek musimy tą rzekę sforsować: okazuje się t
Komentarze