Phoenix leży w dolinie Rzeki Słonej (Salt River), zwanej powszechnie "Valley of the Sun", czyli Słoneczną Doliną. Jest piątym co do wielkości miastem w USA (1.5 miliona mieszkańców). To oczywiście tylko ludność samego Phoenix, gdy doliczyć pobliskie miasta, które tworzą wraz z Phoenix metropolię, to w okolicy mieszka prawie 4.5 miliona ludzi. Przez ostatnie lata Phoenix jest obok Las Vegas najszybciej rozrastającym się miastem w USA. Rysiek, właściciel motelu, w którym mieszkałem zaraz po przyjeździe do Phoenix opowiadał, że jeszcze niedawno, zanim nastąpiło załamanie na rynku nieruchomości, żeby kupić dom, trzeba było dosłownie ustawiać się w kolejkach. Ludzie kupowali po kilka domów na raz, jak leci. Nic dziwnego: za cenę starej rudery w Nowym Jorku można było kupić kilka nowych domów w Phoenix.

W Salt River wody raczej nie uświadczy: w jej górnym biegu leży 6 sztucznych zbiorników, gromadzących wodę dla miasta. (Pamiętacie zagadkę z dawnych czasów: „Gdzie są suche rzeki?” … Ano w Arizonie, w Arizonie…)

Metropolia jest rozległa: zajmuje ponad 500 mil kwadratowych powierzchni, dzięki czemu nie jest tu tak ciasno, jak w innych wielkich miastach. Przelotowe ulice maja zwykle 4 lub 6 pasów, autostrady są znacznie mniej zapchane niż w Chicago. Oczywiście nie może być tak, żeby wszystko było pięknie: zawsze się znajdzie jakiś porąbany komuch i coś zepsuje: na autostradach co kawałek stoją kamery, więc spróbuj tylko jechać trochę szybciej! Cóż… jak wiadomo „socjalizm polega na walce i bohaterskim przezwyciężaniu problemów, nieznanych w żadnym innym ustroju”: najpierw budujemy za grube miliony autostradę, po której można jeździć z prędkością 200 km/h, a potem zakładamy kamery i ograniczamy prędkość do 100 km/h. Ot komusze myślenie! Że też jakaś zaraza nie wytruje tej hołoty! Tutejsze służby drogowe mają w ogóle wesołe nawyki, chyba pamiętające czasy, gdy Phoenix było małą, zapyziałą dziurą na środku pustyni. Na przykład praktycznie w każdy weekend któraś z autostrad jest zamykana. Co dziwne, jakoś nie powoduje to kompletnej katastrofy. Gdyby cos takiego zrobić w Chicago, to byłby raczej koniec świata.


Nasza przeprowadzka do Phoenix weszła właśnie w fazę finałową: dziś właśnie przyjechały nasze rzeczy i chłopaki od przeprowadzek właśnie je rozpakowują. Tak, że do
Thanksgiving powinniśmy być z tym wszystkim w miarę gotowi.


W Jewropie – wiadomo: po(d)stęp: Włoski Sąd Najwyższy utrzymał wyrok dwóch miesięcy więzienia, zamieniony na grzywnę w wysokości 2280 euro wobec ojca, który zmusił swą córkę do napisania "jestem złodziejką". Tym samym przychylono się do argumentacji sądu niższej instancji, który uznał, że rodzic dopuścił się "nadużycia środków wychowawczych i dyscypliny".


Zmuszając nieletnią córkę do wielokrotnego napisania w szkolnym zeszycie zdania: "Jestem złodziejką, nie wolno kraść" ojciec postanowił ukarać ją za to, że - jak podejrzewał - zabrała młodszej siostrze wisiorek. Stało się to w wakacje. Kiedy już po ich zakończeniu nauczycielka zobaczyła w jej zeszycie stronę zapisaną tym tekstem, sprawa trafiła do sądu.


Nie orzekając, czy rzeczywiście doszło do kradzieży w rodzinie, sędziowie z miasta Cesenatico na północy kraju uznali tę metodę wychowawczą za niedopuszczalną i mającą negatywny wpływ na psychikę oraz zachowanie dziecka. Ojciec został skazany na karę 2 miesięcy pozbawienia wolności z zamianą na wysoką grzywnę. Mężczyzna odwołał się od wyroku, ale jego apelacja została odrzucona.


Cóż… zastanawiam się, czy nie powinniśmy założyć jakiegoś „Stowarzyszenia Ofiar Represji Szkolnych” i zażądać od Unii Europejskiej wypłacenia wielomiliardowych odszkodowań za straty wynikłe z faktu, że w czasach szkolnych byliśmy wielokrotnie zmuszani do pisania: „Nie będę pisał po ławkach”, „Nie będę ściągał”, „Nie będę…”. Wychodzi na to, że byliśmy okrutnie maltretowani przez stosowanie „niedopuszczalnych metod wychowawczych”, co z pewnością miało „zgubny wpływ na naszą psychikę i zachowanie”. Szkoła była państwowa, więc Jewropa, która wkrótce stanie się hegemonem naszego państwa ludowego, powinna teraz odpowiedzieć za to, że urządzono nam taki horror. Jakby jakiś adwokat chciał się podjąć prowadzenia takiej sprawy – to niech się zgłosi. W przypadku wygranej – jestem gotów oddać mu nawet 90% wywalczonego odszkodowania. Byle tylko uprzykrzył jak najbardziej życie i zrujnował finansowo tych czerwonych bandytów!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)