Wczoraj udało mi się pierwszy raz od dłuższego czasu wyskoczyć w góry. Zapakowałem do samochodu starszą część dzieciarni i ruszyliśmy na południe, w strone Picacho Peak. Górka niewysoka: 3374 stóp npm, o bardzo charatketrystycznym kształcie. Widać ją z ponad 40 mil i łatwo ją rozpoznać, bo wygląda z dala jak ruiny gigantycznego zamczyska, toteż była dla dawnych wędrowców ważnym punktem orientacyjnym. Na górę prowadzą dwa niezbyt trudne szlaki, które łączą się na przełęczy, jakieś 400 stóp od szczytu. Dotarliśmy tylko na przełęcz. Dalej nie doszliśmy, bo niestety trasa zrobiła się znacznie trudniejsza, mniej więcej taka, jak na Zawrat od strony Hali Gąsienicowej, więc 5 letnia Klara ogłosiła protest i powiedziała, że dalej nie idzie. Cóż… trzeba było zawrócić.
Gannett Peak (2)
19 sierpnia 2023 Po zmroku zaczyna naprawdę mocno wiać. Wiatr szarpie namiotem na wszystkie strony, więc trudno jest zasnąć. Zastanawiam się czy namiot nie pofrunie z wiatrem: ma już swoje lata, właściwie to dawno go wypadało wymienić na nowy. Zastanawiam się też poważnie, czy nie powinniśmy zawrócić. Po pierwszym dniu da się jeszcze jakoś wrócić bez większych strat. Potem będzie tylko gorzej. Na szczęście po kilku godzinach wiatr cichnie, namiot dalej stoi, a ja zasypiam na dobre. Ranek budzi nas takim widokiem, że wszystkie myśli o powrocie brzmią jak rojenia idioty. Gotujemy kawę, przyrządzamy "suchą karmę" i pakujemy graty. O 7:30 jesteśmy gotowi do drogi. Przed nami kolejne "10 mil, no, może trochę więcej"... Tym razem mamy 1.5 mili lekko pod górę, a potem 2 mile ostro na dół. A potem kolejne mile, praktycznie po płaskim terenie, wzdłuż rzeki, którą płynie zimna jak diabli woda, prosto z okolicznych lodowców. Na dodatek musimy tą rzekę sforsować: okazuje się t
Komentarze