Chłopaki z roboty zaproponowały, żeby się wybrać nad Wielki Kanion na weekend. Cóż… żal było odmówić, więc zapiąłem przyczepę i pojechaliśmy z całą bandą. Z Phoenix to niezbyt daleka droga – jakieś trzy i pół godziny. Plany były ambitne, ale jak przyszło co do czego, to okazało się, że nie za bardzo było z kim chodzić. Nasza dzieciarnia spisywała się lepiej niż chłopaki z PayPala. Więc skończyło się na krótkim, godzinnym spacerze w dół kanionu i przechadzkach po brzegu. Ale dobra i psu mucha!
Wielki Kanion leży w północnej Arizony. Jadąc z Phoenix trzeba przejechać przez dwa pasma gór, wznoszących się na ponad 7000 stóp. Pogoda i otoczenie zmienia się niesamowicie: w Phoenix jest teraz zwykle ok. dwadzieścia parę stopni Celsjusza, a na północy leży jeszcze śnieg i temperatury są bliskie zera. Do tego jeszcze w niedzielę wiał paskudny wiatr, zdawało się, że głowę człowiekowi ukręci. Ale tak czy inaczej – Wielki Kanion to miejsce, w które zawsze się chętnie wybiorę, więc jakby ktoś miał ochotę – to niech przyjeżdża! Poważnym problemem w Ameryce jest brak ludzi, z którymi można powłóczyć się po okolicy: jak ktoś chce – to zwykle nie może. A jak może – to zwykle nie chce. Jak sobie pomyśle o chłopakach z Dyskusyjnego Klubu Rowerowego (http://www.dkr.alte.pl/index1.htm), którzy co chwilę gonią gdzieś w góry, to mi zaraz żal.
W ogóle dochodzę do wniosku, że jest okrutnie dyskryminowany ze względu na orientację manualną. Widzieliście na przykład aparat fotograficzny, który byłby zrobiony z myślą o leworęcznych? Nie ma! A spróbujcie polatać samolotem, mając jedną rękę, na dodatek lewą! Zawór sterujący przepustnicą też złośliwi mono-mano-fobi umieścili po prawej stronie! Jak to nie jest dyskryminacja, to co to jest? Tak więc domagam się natychmiastowego spotkania z jakimś prezydentem. Wszystko jedno którym, byle był praworęczny! Precz z dyskryminacją osób mono-manualnych! (Jakby jakiś adwokat chciał powalczyć z Nikonem albo z Cessną o odszkodowanie za dyskryminacje na tle orientacji manualnej, to niech się natychmiast zgłosi!).
Gannett Peak (2)
19 sierpnia 2023 Po zmroku zaczyna naprawdę mocno wiać. Wiatr szarpie namiotem na wszystkie strony, więc trudno jest zasnąć. Zastanawiam się czy namiot nie pofrunie z wiatrem: ma już swoje lata, właściwie to dawno go wypadało wymienić na nowy. Zastanawiam się też poważnie, czy nie powinniśmy zawrócić. Po pierwszym dniu da się jeszcze jakoś wrócić bez większych strat. Potem będzie tylko gorzej. Na szczęście po kilku godzinach wiatr cichnie, namiot dalej stoi, a ja zasypiam na dobre. Ranek budzi nas takim widokiem, że wszystkie myśli o powrocie brzmią jak rojenia idioty. Gotujemy kawę, przyrządzamy "suchą karmę" i pakujemy graty. O 7:30 jesteśmy gotowi do drogi. Przed nami kolejne "10 mil, no, może trochę więcej"... Tym razem mamy 1.5 mili lekko pod górę, a potem 2 mile ostro na dół. A potem kolejne mile, praktycznie po płaskim terenie, wzdłuż rzeki, którą płynie zimna jak diabli woda, prosto z okolicznych lodowców. Na dodatek musimy tą rzekę sforsować: okazuje się t
Komentarze