Parę osób z dużą dozą niedowierzania odnosiło się do moich opowieści o próbach opanowania „sztuki latania, najtrudniejszej ze sztuk”, no więc zamieszczam zdjęcie z Cessną, którą uczę się pilotować (cóż… zdjęcie zrobione na ziemi, więc tak naprawdę to i tak żaden dowód). Co do latania, to idzie mi jako-tako. Najwięcej kłopotów sprawia lądowanie, poza tym to jest nieźle. Przez ostatni tydzień dość mocno wiało, wiec nie polatałem za wiele.
Zrobiło się dość ciepło, by nie powiedzieć gorąco. Ponoć to jeszcze nic, ma być znacznie cieplej. Póki co w dzień temperatury dochodzą do ok. 100 F, czyli 38 stopni Celsjusza. Do przeżycia, zwłaszcza, że wieczorem robi się chłodniej. W lecie będzie niestety dużo cieplej: rekord temperatury w Phoenix to 122 F, czyli równiutkie 50 stopni Celsjusza. Uff… jak gorąco!
Póki co – nadchodzi majowy długi weekend. Wybieramy się nad Jezioro Powell’a, znajdujące się na północno-wschodnim końcu Arizony, (czyli na wschód od Wielkiego Kanionu). Mam nadzieję zrobić trochę ciekawych zdjęć, bo w pobliżu znajduje się Kanion Antylopy (Antelope Canyon) – jeden z najciekawszych obiektów fotograficznych na południu USA.
Proszono mnie o skomentowanie wyborów prezydenckich w USA. A co tu komentować? Jak demokracja – to demokracja. Nic dobrego z tego wyniknąć nie może.
Gannett Peak (2)
19 sierpnia 2023 Po zmroku zaczyna naprawdę mocno wiać. Wiatr szarpie namiotem na wszystkie strony, więc trudno jest zasnąć. Zastanawiam się czy namiot nie pofrunie z wiatrem: ma już swoje lata, właściwie to dawno go wypadało wymienić na nowy. Zastanawiam się też poważnie, czy nie powinniśmy zawrócić. Po pierwszym dniu da się jeszcze jakoś wrócić bez większych strat. Potem będzie tylko gorzej. Na szczęście po kilku godzinach wiatr cichnie, namiot dalej stoi, a ja zasypiam na dobre. Ranek budzi nas takim widokiem, że wszystkie myśli o powrocie brzmią jak rojenia idioty. Gotujemy kawę, przyrządzamy "suchą karmę" i pakujemy graty. O 7:30 jesteśmy gotowi do drogi. Przed nami kolejne "10 mil, no, może trochę więcej"... Tym razem mamy 1.5 mili lekko pod górę, a potem 2 mile ostro na dół. A potem kolejne mile, praktycznie po płaskim terenie, wzdłuż rzeki, którą płynie zimna jak diabli woda, prosto z okolicznych lodowców. Na dodatek musimy tą rzekę sforsować: okazuje się t
Komentarze