Do Phoenix nadciągnął monsun, czyli w mówiąc po naszemu „wiatr od morza”, przynosząc dużą ilość wilgotnego powietrza. Przez dwa dni nawet dość ostro padało, potem już tylko było cholernie duszno. Budzisz się rano, a tu na polu kolejny dzień zaduszny. Paskudztwo! Przy okazji przewalających się burz próbowałem zrobić zdjęcia piorunów, ale nie za bardzo mi wyszło. Musze jeszcze nad tym popracować.

Poza tym, niewiele ciekawego: sezon ogórkowy w pełni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)