Przyznam się bez bicia: cieszyłem się jak dziecko z wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że… właściwie, to byłem wtedy jeszcze dzieckiem: skończyłem 14 lat, byłem uczniem 8 klasy… A 14 grudnia miałem mieć w szkole muzycznej egzamin z gry na akordeonie. Do którego byłem, powiedzmy… tak średnio przygotowany. Wiec gdy 13 grudnia wybuchła wojna polsko-jaruzelska, to zaraz przez mózg przebiegła mi myśl: „to może nie będzie egzaminu?” I od razu zrodziła się mi w głowie nadzieja na jakieś lepsze jutro. Nazajutrz przemykaliśmy o poranku ze Staszkiem Pałką w kierunku szkoły muzycznej (nazwisko Staszka jest przykładem zupełnie przypadkowej zbieżności nazewaniczej). Zastaliśmy oczywiści drzwi zamknięte, na wszelki wypadek udaliśmy się jeszcze do domu naszego nauczyciela, który wyglądał na zdecydowanie zdziwionego naszym zaangażowaniem muzycznym i na pytanie „czy będzie egzamin” odpowiedział tylko: „Chłopaki! Jest wojna!”. I w ten sposób junta wojskowa wybawiła mnie z opresji muzycznej.

Z perspektywy nieco bardziej (już? chyba?) dorosłej, to stan wojenny niestety wpisuje mi się w pamięć znacznie mniej radośnie w ciąg tego, co stało się później i trwa aż do dziś.

Po pierwsze, to komuchy nas wyrypały bez mydła. Parę lat później komuch stwierdził, że pałą nie da rady. I powolutku, konsekwentnie doprowadzi do „upadku komunizmu”. Tyle tylko, że dziwnym trafem upadek okazał się być dla samych komunistów zupełnie bezbolesny i kontrolowany. A myśmy to, durni, kupili i się jeszcze cieszyli!

Po drugie, to nas podzielili. Kaczmarski to wyprorokował (chyba niechcący):

Na górze! Na górze! Na górze!
Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej!
O to warto się postarać!
To jest nałóg, zrozum to!
Tam się żyje jak za cara!
I ot co!

Na dole, na dole, na dole
Szklanka wódki i razowy chleb na stole!
I my wszyscy tam - i tutaj
Tłum rozdartych dusz na pół,
Po huśtawce mdłość i smutek
Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół!

Po trzecie, to nikt już tego nie jest w stanie rozsądnie ocenić i osądzić. Sprawcy nie będą ukarani, zdrajcy nie będą wisieć. W dużej mierze to skutek „po drugiego”: w Polsce  nasze pokolenie praktycznie na wszystko patrzy z perspektywy podzielonego przy okrągłym stole świata. „Dziś nie da się wypowiedzieć o stanie wojennym nie będąc umieszczonym w jakiejś partii” (cytuję za Jackiem Czerwińskim).

A po czwarte, to jest to zupełnie bez znaczenia. Dla młodego pokolenia są to opowieści o Indianach, jeśli nie o dinozaurach. A my, to sobie możemy na szczęście iść w góry, gdzie wciąż jeszcze da się spotkać (czasem przynajmniej) tamtych ludzi z tamtych lat.

Komentarze

fotosentyment pisze…
Mnie brak teleranka zastał w 3-ciej albo 4-tej maturalnej klasie. Na studiach lekkie dolegliwości i drobne (jak się okazało) kontakty z aparatem bezpieczeństwa (straszony 48h ale nie zamykany, rewidowany ale bez konsekwencji itd).
Nie mogę jednego zaakceptować w polsko-osobistej historii, alkoholicy do jakich byłem przydzielony w pierwszym okresie w akademiku, dostali od prezydenta L.Kaczyńskiego ordery za walkę z komuną (z tego co wiem, innego wroga lali w ryj, ale widocznie w dobrym towarzystwie)

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)