Przyglądam się z
dużym rozbawieniem szumowi, który się gwałtownie zrobił wobec “deklaracji wiary
lekarzy”. Akcja jest koordynowana z Limanowej, powiedzmy więc, że mam akurat na
ten temat informacje z pierwszej ręki. Oczywiście samemu jazgotowi medialnemu
się nie dziwie, natomiast parę pytań w tej sprawie warto postawić. Zastanówcie
się sami nad odpowiedziami, macie wszak własny mózg…
Po pierwsze:
“dlaczego teraz”? Cały pomysł deklaracji został upubliczniony chyba pod koniec
lutego czy na początku marca. Słyszeliście o tym? Napisał o tym ktokolwiek? Nie
mówię tu jedynie o przeciwnikach: o zwolennikach także. Sprawdźcie sobie sami:
jak w końcu w “Gościu Niedzielnym” pokazała się jakaś informacja na ten temat,
to… nie w było w niej odnośnika do strony internetowej, na której można było
deklarację podpisać! Deklaracja jest w zamyśle autorki wotum wdzięczności za
kanonizację Jana Pawła II. Czemu zatem przy okazji kanonizacji samej nikt się
praktycznie na ten temat nawet nie zająknął? Przez dwa miesiące było
“cicho-sza”. A teraz nagle “buuuum”? Gdy
jest to już właściwie “musztarda po obiedzie”? Czyż nie ciekawe zjawisko?
Po drugie: “o co
właściwie cały ten szum”? W Polsce jest jakieś 75 tysięcy lekarzy, pielęgniarek
i położnych pewnie ze trzy razy tyle…
Czyli powiedzmy optymistycznie, że ze 2% się pod tą deklaracją podpisało. Szum
powinien być dokładnie “w odwrotną stronę”:
to Kościół Katolicki powinien bić na alarm, że tylko 2% medyków
przyznało się jawnie do 100% zgodności z kościelnym nauczaniem! A tu demoliberalne
media trąbą na trwogę, och… och… brakuje tylko, by jakaś skatowana lewicowa
bez-dusza targnęła się na własne życie w akcie rozpaczy i desperacji.
Po trzecie: „komu
ten szum jest potrzebny i po co”? Znam ludzi, którzy tą akcję koordynują. Znam
ich od lat. Nic z tego nie mają: są po prostu zaprzyjaźnieni z inicjatorką
akcji, panią Pułtawską i głęboko nią zafascynowani. Nie oni wywołali ten szum.
Nie wywołała go też sama inicjatorka. Na Jasnej Górze wisi sobie pewnie z 500
tysięcy różnego rodzaju wotów i deklaracji. Jakoś z tego powodu świat się nie
wali… Kto zatem zwietrzył, że można na tym szumie skręcić biczyk z piasku albo
zrobić interesik niemały? Kto się obawia, że w razie czego, to lepiej krzyczeć,
bo się nie daj Boże straci?
O samej
deklaracji, to mi się nawet pisać nie chce: żeby w wolnym kraju człowiek nie
mógł wypowiadać się na temat tego w co wierzy i co jest dla niego ważne??? I
jeszcze jazgot w tej sprawie robią dokładnie ci sami ludzie, którzy mają pełne
gęby frazesów o wolności słowa, tolerancji i szacunku dla innych poglądów!
Wstyd, obciach i tyle!
Z drugiej strony,
to niech „druga strona” nie udaje greka, że ta deklaracja nie jest ideologiczna
i nie jest wypowiedzeniem wojny religijnej. Jest: widać to na pierwszy rzut
oka. Nie mówię, że to coś złego: myślę, że taka wojna jest potrzebna i jest o
co walczyć. Tylko trzeba sobie zdawać sprawę z konsekwencji: jak się chcę
pracować w państwowym szpitalu na stanowisku „ginekolog-aborter”, gdzie w
zakresie obowiązków jest wpisane wykonywanie zabiegów przerywania ciąży, to
sorry, ale nie można mówić, że się tego robić nie będzie. Jak się tak mówi – to się wylatuje z pracy. I
nie ma znaczenia z jakich powodów: powoływanie się tu na wiarę czy niewiarę nie
ma nic do rzeczy. I nie jest to żadne „prześladowanie ze wiarę”, tylko prosta
konsekwencja niewywiązywania się z obowiązków służbowych.
A po trzecie, to
proponowałem koordynatorom akcji, by dopisać do tej deklaracji takie punkty:
Jako lekarz-katolik nie byłem, nie jestem
i nie będę na liście płac żadnego koncernu farmaceutycznego lub producenta
sprzętu medycznego. Prowadząc terapię będę kierował się wyłącznie dobrem
pacjenta i nie będę pobierał z tego tytułu – pośrednio lub bezpośrednio -
żadnych dodatkowych korzyści majątkowych. A jak kiedyś złamię tą obietnice, to
niech mnie piekło pochłonie i niech mi dzieci makaronem obrosną. (A swoją
drogą: jakby tak ktoś mógł zrobić nielegalnie cross-check listy lekarzy
katolickich z listą beneficjentów polskich koncernów farmaceutycznych i
opublikować wynik w Internecie? A jeszcze lepiej listę WSZYSTKICH lekarzy, którzy są przez koncerny opłacani?)
Jako lekarz-katolik nie będę wykorzystywał
sprzętu, budynków i innych przedmiotów materialnych należących do Państwa Polskiego do
prowadzenia prywatnej, odpłatnej działalności medycznej. A jeśli kiedykolwiek
to robiłem w przeszłości, to ukradzione w ten sposób pieniądze oddam poczwórnie
i przekażę na cel leczenia chorych dzieci.
Jako lekarz-katolik nie przyjmuję łapówek,
prezentów i dowodów wdzięczności. Proszę mi takowych nie wręczać, bo będę
musiał odmówić ich przyjęcia (a nie chciałbym sprawiać nikomu przykrości).
Cóż… koordynatorzy akcji nie byli tym postulatem zainteresowani. Ale – (w sumie, niestety) – jakoś się wcale im nie dziwię…
Komentarze