Z Nowym Rokiem - nowym krokiem...



Nowy Rok, Nowy Rok… Wiadomo: nowe plany, nowe pomysły i sprawy… Postanowiłem między innymi, że spróbuje wrócić to zapisywania tego, czy owego… Nie wiem czy coś z tego wyjdzie – „za stary jestem, by uwierzyć w rewolucję” – ale spróbuję…

Przyleciałem wczoraj do mojej Małej Polski, czyli Limanowej. Taka krótka „wpadka” na weekend, bo w poniedziałek muszę już być w pracy w Berlinie. Dziś oczywiście obudziłem się o 3 rano: przestawienie się z czasu arizońskiego na środkowoeuropejski trochę jednak zajmuje. Popracowałem trochę… Zrobił się czas przedporanny, więc postanowiłem pójść na lekki spacerek na Miejską Górę. To blisko: będzie pewnie z 2-3 km ode mnie z chałupy i może z 300m pod górę. Śnieg trochę popadał w nocy, zrobiło się pięknie biało. Niebo zachmurzone, w powietrzu zapach palonego w piecach węgla (taki w sumie zapach mojego dzieciństwa). No i pięknie było! Oczywiście przemoczyłem buty na wskroś, spodnie mokre do kolan… „Włos dziki, suknia plugawa” – rzekłby poeta. „Wyglądasz jak cić!” – powiedziała mi parę dni temu moja Pełnym Tytułem Małżonka ☺. Nie wiem co to jest ten „cić”, ale zgaduję, że to nie komplement ☺. W drodze powrotnej napiłem się jeszcze kawy: cuda, panie, cuda: w Limanowej o ósmej rano można się napić kawy, zupełnie przyzwoitej! Czyż życie nie jest piękne?

Ludzie się mnie czasem pytają: „że ci się tak chce, Jacenty…?”. Zawsze się czuję wtedy zafrasowany i nie bardzo wiem co odpowiedzieć. „A Tobie się nie chce?”. „A powinno mi się niechcieć?” …

Dobra, nie czas na filozofię! Rano trzeba wstać: ruszamy na Łopień do bacówki na śniadanie!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)