Barcelona: Dzień Drugi



Piątek, 18 lutego.

Czynię mocne postanowienie: nie będę się nigdzie śpieszył. Wiem już, że i tak nie zdążę zobaczyć wszystkiego, więc nie ma sensu wprowadzanie nerwowej atmosfery. Koło 9:00 wyruszam na pierwsze oględziny miasta. Na początek zjadam śniadanie w pierwszej napotkanej kafejce. Jest ich tu co krok, za 8 Euro można zjeść małe co-nieco. Zaraz przy hostelu napotykam stację metra. Są też strzałki wskazujące drogę do La Rambla: głównej ulicy miasta. Ruszam więc w tamtą stronę. Okolica wygląda ciekawie: trochę portowo, trochę arabsko… dopiero potem się zorientuję, że jeszcze nie tak dawno była to dzielnica „czerwonych latarni”. Po drodze napotykam na wyraźnie wyróżniający się dom. Okazuje się, że jest to Palau Güell: jeden z wczesnych projektów Gaudiego. Nie ma kolejki, a na dodatek w kasie po pokazaniu mojej brakującej dłoni dostaję bilet za darmo! Chałupa jest naprawdę piękna: dopracowana w każdym detalu i bardzo niestandardowa. Nieśpiesznie podziwiam kolejne piętra.


Parędziesiąt metrów dalej dochodzę do La Rambla,  biegnącej od morza i Pomnika Kolumba do Placu Katalonii. Przez następne dni będę tu przechodził wiele razy. A póki co – badam teren: ruszam w górę, czyli w stronę głównego placu miejskiego. Po drodze napotykam na Targ św. Józefa, czyli La Boqueria. Miejsce jest niesamowite: można dostać oczopląsu od gamy kolorów. Ryby, mięso, sery, owoce: wszystko artystycznie wręcz poukładane na straganach. Zatrzymuję się na lunch i zjadam palelę z owocami morza.



Po lunchu docieram wreszcie do Plaça de Catalunya. Odjeżdżają stąd miejskie autobusy wycieczkowe. Stwierdzam, że to niegłupi pomysł i sposób na zorientowanie się gdzie właściwie jestem i jak się po mieście poruszać.

Autobus zatacza pętlę przez zachodnią część miasta. Siedzę, patrzę i słucham. Wysiadam dopiero na wzgórzu Montjuïc, gdzie kiedyś odbywała się olimpiada. Ze wzgórza fajnie widać panoramę miasta. 


Przechodzę najpierw pod Katalońskie Muzeum Sztuki, a potem na Plac Hiszpański



Tu pakuję się z powrotem do autobusu. Po drodze robię sobie jeszcze szybką focię pod stadionem FC Barcelona. Och! Gdybym się interesował piłką nożną, to pewnie bym się posikał z radości! :-)



Dojeżdżam z powrotem na Plac Kataloński. Jest już popołudnie, robi się chłodno, więc szybko lecę do hostelu po dodatkowe ubrania. Po przerwie ruszam na dalsze zwiedzanie miasta. Tym razem skręcam w La Rambla na południe i szybko docieram do Pomnika Kolumba. Niestety, trochę popadał deszcz i nie wpuszczają na szczyt ponad 50 metrowej kolumny. A tam, mówi się trudno. Ruszam na wschód, czyli w kierunku Dzielnicy Gotyckiej. Na początek chcę odnaleźć kościół Matki Boskiej Królowej Morza. Trochę kluczę po wąskich uliczkach, ale w końcu trafiam na miejsce. Surowe, gotyckie wnętrze w wieczornym półmroku robi niesamowite wrażenie. 


Dalej idę w kierunku Katedry. Po drodze napotykam na demonstrację katalońskich separatystów: większość Katalończyków chce się odłączyć od Hiszpanii i stworzyć samodzielne państwo. Było w tej sprawie referendum, które separatyści wygrali, ale jak to w demokracji: wicie, towarzysze, rozumicie: demokracja tak! Jak najbardziej! Ale pod warunkiem, że wszyscy będą  głosować zgodnie z ostatnią wytyczną.


Docieram w końcu na plac katedralny: katedra jest już zamknięta, ale wygląda pięknie i majestatycznie. 



Na placu toczy się miejskie życie: pełno ludzi, wszyscy spacerują, jedzą, piją. Ja się też załapuję na kolacyjkę złożoną z tapas i piwa. Dzień się powoli kończy.



x

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gannett Peak (2)

Gannett Peak (1)